Chrystus żyje!

„Chrystus żyje!”. Nie, to nie przedwczesne życzenia wielkanocne. To pierwsze słowa nowej adhortacji papieskiej, która właśnie ujrzała światło dzienne.

Kto mnie zna, wie, że nie jestem molem książkowym. Niestety książki w ogromnej liczbie kurzą się na mojej półeczce przy łóżku i ciągle czekają na lepsze czasy, co oznacza, że niestety nie mają zbyt wysokiego priorytetu na co dzień. Inaczej się sprawy mają z dokumentami papieskimi. Od kiedy pisze do nas miłościwie panujący Franciszek, połykam jego teksty jednym tchem. W związku z tym już dzisiaj po obiedzie wyskoczyłam do najbliższej księgarni katolickiej, żeby zapytać o najnowszą adhortację. Niestety dowiedziałam się, że nie ma i nie wiadomo kiedy będzie. Pozostaje mi więc czytać z ekranu.

Póki co, przeczytałam tylko pierwszy akapit, który już jest dla mnie Dobrą Nowiną:

Chrystus żyje. On jest naszą nadzieją, jest najpiękniejszą młodością tego świata. Wszystko, czego dotknie, staje się młode, staje się nowe, napełnia się życiem. Tak więc pierwsze słowa, które pragnę skierować do każdego z młodych chrześcijan, brzmią: On żyje i chce, abyś żył!

Nie wiem czy jeszcze łapię się do „młodych chrześcijan”. Ciekawe to uczucie, kiedy pomyślę, że Jezus umierając był ładnych kilka lat młodszy ode mnie! Wiem jednak, że chciałabym by to słowo było do mnie, właśnie dlatego, że wszystko czego Bóg dotknie, staje się młode, a nie mam większego pragnienia niż być dotkniętą przez Boga i napełniona życiem przez Niego! Może to zbyt proste, a jednak chyba tak potrzebne dzisiaj – Bóg nie pragnie śmierci grzesznika, ale by żył i to żył wiecznie. Myślę, że to jest doskonała wiadomość w połowie tego Wielkiego Postu i ogromne zaproszenie do tego, by wybierać to, co daje życie.

Jestem bardzo ciekawa jakie wskazówki daje nam Franciszek, by nasze serce pozostało młode, otwarte i gotowe do uczestniczenia w wielkim dziele zbawienia. Znając jego, będzie to najbardziej życiowy konkret, jaki sobie potrafimy wyobrazić. Dobrej lektury 🙂

 

Zaszufladkowano do kategorii Komentarz, Refleksje z życia | Dodaj komentarz

Drogą prostą

Moje przyjaźń z poezją nigdy nie była zbyt zażyła.  Na maturze zdecydowałam się na interpretację wiersza, bo nie trzeba było pisać tyle co na inne tematy (jakby mi ktoś wtedy powiedział, że napiszę książkę, to bym go wyśmiała ;)) i najwyraźniej nie poszła mi najlepiej, bo została oceniona zaledwie na 4. Później różne jeszcze miałam bliższe i dalsze spotkania z poezją, która miała mniejszy lub większy wpływ na mój sposób patrzenia na świat, ale to co stało się w zeszłym tygodniu muszę zaliczyć do zdecydowanie nowych doświadczeń. Za sprawą Kacpra z naszej postakademickiej wspólnoty, pierwszy raz w życiu dostałam w prezencie napisany specjalnie dla mnie wiersz! Mój własny, niepowtarzalny i o Kimś dla mnie najważniejszym na świecie. Przeczytajcie sami 🙂

TOWARZYSZ

Pod rękę z Nim,
Drogą prostą.

Ty dla Niego
Wrócisz do domu,
skąd najczystsze…
pragnienia Twoje.

On dla Ciebie
Ochłodą, ciepłem,
Mlekiem, Życiem, a w końcu

Wszystkim.

Wiele mogłabym wyczytać z tego wiersza. I pewnie jeszcze wiele mi powie, wisząc nad moim biurkiem, przypominając kto jest moim najwspanialszym Towarzyszem tu i w wieczności. Dziś jednak kiedy patrzę na różne sprawy, które dziwnie się pokomplikowały, porusza mnie najbardziej ta „droga prosta”. To jedna z ważniejszych oznak stanu duchowego pocieszenia, czyli czasu, kiedy czujemy się bliżej Boga i łatwiej nam podążać za Jego natchnieniami. Wtedy wszystko staje się proste. Wtedy widzimy jasno. Wtedy miłość zwycięża lęk.

Zaszufladkowano do kategorii Refleksje z życia | 3 komentarze

Straight path

My friendship with poetry has never been too intimate. During my exams in high school I decided chose the poem interpretation, because that way I did not have to write as much as for the other topics (if someone told me by then, that I would write a book, I would laugh out loud ;)) and apparently it did not go very well, because it was only rated a 4 (that would be an equivalent of C, I suppose). Later, I still had some closer and less close meetings with poetry, which had a bigger or smaller impact on my way of looking at the world, but what happened last week, was definitely a new experience for me. Thanks to Kacper from our post-academic community in my parish, for the first time in my life I received a poem written especially for me! My own, unique one and about the Person most important in the world for me. Read for yourself 🙂

COMPANION

Holding His arm,
on a straight path.

You for Him
You’ll be back home,
from where the purest …
of your desires.

He for you
Shade, warmth,
Milk, Life, and finally

Everything.

I could read a lot from this poem. And it will probably tell me a lot, hanging over my desk, reminding me who my greatest Companion is – here and in eternity. Today, however, when I look at various things that seem strangely complicated, that „straight path” moves my heart deeply. This is one of the most important signs of the state of spiritual consolation, that is, the time when we feel closer to God and it is easier for us to follow His inspirations. Then everything becomes easy. Then we see clearly. Then love overcomes fear.

Zaszufladkowano do kategorii God is good | Dodaj komentarz

Nie użyczę snu moim oczom

Nie użyczę snu moim oczom
powiekom moim spoczynku
póki nie znajdę miejsca dla Pana
mieszkania dla mego Boga

W postakademickiej scholi, w której śpiewam, to jedna z naszych ulubionych pieśni. Kończymy nią każdą Mszę Świętą. Mimo to zupełnie mi się nie znudziła i wręcz nadal wzruszam się, kiedy ją śpiewam. To dla mnie idealna modlitwa na wieczór i dobra postawa na całe życie.

Nie spocznę, dopóki On nie będzie pierwszy, dopóki nie stoczę duchowej walki i nie zwycięży dobro w moim sercu. Nie zasnę, dopóki nie zobaczę konkretnej obecności Boga w dniu, który mija, dopóki nie podziękuję za dobro i łaski, które mnie spotkały. Nie użyczę snu moim oczom, dopóki nie zmierzę się z momentami, w których zawiodłam, dopóki nie pojednam się z moim bliźnim, dopóki nie powiem „przepraszam”. Nie zasnę, dopóki nie spojrzę na to, co czeka mnie kolejnego dnia i nie postanowię, że chcę kochać bardziej niż dzisiaj.

Kiedy jednak będę już pewna obecności Boga w swoim sercu, zasnę spokojnie, pewna, że jestem całkowicie bezpieczna w Jego rękach.

I tak każdego dnia, aż kiedyś po tamtej stronie już wszystko stanie się proste i oczywiste, bo nie będzie już we mnie ani jednej cząstki, która nie byłaby Boża.

Zaszufladkowano do kategorii modlitwa, Refleksje z życia | 2 komentarze

Największe zagrożenia duchowe

Kiedy wpisuję w google hasło „zagrożenia duchowe” otrzymuję różnego rodzaju listy pełne symboli, przedmiotów, gier, książek, muzyki… Zaczęłam się powoli przyzwyczajać, że tak to sobie ludzie definiują, ale ostatnio natknęłam się na filmik, w którym padły słowa, z którymi zgodzić się nie mogę: „Podróżujemy od wielu lat i przyciągnęliśmy sobie do kraju, różne rzeczy nazywane zagrożeniami, z innych religii”. Otóż nie. Zagrożenia duchowe, czyli przedsionek tego, co byłoby grzechem i odłączeniem od Boga, nie mają nic wspólnego z przedmiotami, podróżami i innymi religiami! W dopiero co podpisanym przez papieża dokumencie na temat pokoju znajdujemy takie zdanie: „Pluralizm i różnorodność religii, koloru, płci, rasy i języka są wyrazem mądrej woli Boga”. Kiedy zaczynamy się zajmować figurkami buddy i Harry Potterem, wróg niepostrzeżenie wciska się zupełnie innymi drzwiami!

Co więc może nam grozić w relacji z Bogiem? Co może nas odciągać od Jego miłości? Jezus mówił:

«Nie rozumiecie, że nic z tego, co z zewnątrz wchodzi do człowieka, nie może uczynić go nieczystym; (…)«Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym» (Mk 7,18-23)

A więc chodzi o wnętrze! To tu należy szukać tego „pozoru zła”, które tak chętnie poszukiwane jest przez tropicieli duchowych zagrożeń. Szatan podsuwa nam różne myśli, które same w sobie są tylko pokusą, ale jeśli za nimi pójdziemy, okaże się, że wylądujemy na manowcach. Oto więc moja lista:

 

Zagrożenia duchowe

  1. „Należy mi się coś od życia.”

Ta myśl nie pojawia się wtedy kiedy chcemy walczyć o sprawiedliwość społeczną i równe prawa dla słabszych. Pojawia się wtedy kiedy zaczynamy się powoli odwracać od tego, co widzimy, że jest słuszne, ku temu, by skupić się na sobie. Jeśli zrozumiemy, że pojawiliśmy się na tym świecie bez najmniejszej swojej zasługi, to uświadomimy sobie, że tak naprawdę nic nam się nie należy, a wszystko jest łaską.

2. „Dlaczego wszyscy mogą, a ja nie?”

To typowe pytanie kogoś, kto próbuje w życiu zachowywać prawo, nie mając osobistej relacji z Bogiem. Wtedy jawi się On jako miłośnik zakazów, a nie życia. Jeśli pewne prawa moralne są dla nas niezrozumiałe, warto najpierw spojrzeć na nie od strony celu naszego życia. Czy w tej danej sytuacji naprawdę kierujemy się dobrem drugiej osoby, czy może jednak egoistyczną chęcią własnej przyjemności? Jeśli naszym celem jest oddanie swojego życia z miłości, to pewne wybory okażą się dużo bardziej oczywiste.

3. „Nie mam siły stanąć po stronie prawdy.”

Taka myśl sugeruje, że dobrze wiemy co mamy robić, ale widmo konsekwencji nas obezwładnia. Może nam się wydawać, że lepiej bezpiecznie się schować przed konfrontacją, nie wychylając się specjalnie, nie narażając i układając się ze wszystkimi, ale to najlepsza recepta na zmarnowanie życia. Ten lęk może przełamać tylko przekonanie, że jeśli Bóg jest z nami, to żadna siła nie ma mocy skrzywdzić naszej duszy.

Równie niebezpieczna wydaje mi się tendencja wręcz przeciwna, która nakazuje w imię walki o prawdę krzywdzić drugiego człowieka. Jezus pokazuje nam, że najważniejsza walka, jaką mamy toczyć, to właśnie ta w nas, ze złym duchem.

4. „Niech on pierwszy przeprosi, to nie ja zacząłem.”

Trwanie w przekonaniu, że ktoś inny jest winny, a my jedynie odpowiadamy na agresję, nigdy nie prowadzi do pojednania. Nawet jeśli obiektywnie doznaliśmy wielkiej krzywdy, Jezusową postawą jest przebaczenie. Wystarczy popatrzeć na to jak traktuje On żołnierzy, którzy Go krzyżują – nie czeka aż będą żałować. Warto z jednej strony patrzeć na brata oczami Boga, spodziewając się, że za jego historią jest o wiele więcej niż widzimy, a z drugiej strony nigdy nie zapominać o zrobieniu własnego rachunku sumienia.

5. „To tylko jedno małe odstępstwo, a tyle dobra!”

Cel nie uświęca środków. Jeśli przeczuwamy, że to, co zamierzamy uczynić nie jest do końca dobre, możemy się spodziewać, że owoce, choć w pierwszej chwili dorodne i okazałe, prędko okażą się zgniłe w środku. Zaufajmy Bogu, że jeśli wybierzemy drogę przejrzystości i prawości, to On się zatroszczy o całą resztę!

6. „Ona też o mnie źle mówiła.”

Zemsta jest głęboko niechrześcijańską postawą, nawet jeśli dotyczy pozornie małych rzeczy, czyli np. plotkowania. Jezus zaprasza nas do miłości bliźniego szczególnie wtedy, gdy jest nam nieżyczliwy lub wręcz wrogo nastawiony. Kochać tych który nas kochają nie jest żadną trudnością – wszak i „poganie tak czynią”.

7. „Inni robią gorsze rzeczy.”

Nie warto się porównywać. Nigdy. Jeśli jednak nie potrafimy inaczej, wybierzmy tych, którzy nas poprzedzili do świętości, a nie tych, których uważamy za gorszych od siebie. Pamiętajmy jednocześnie, że Boża logika może nas zaskoczyć przy bramach Królestwa Niebieskiego, kiedy celnicy i nierządnice wchodzić będą przed nami.

W tym zdaniu ukryta jest jeszcze inna pułapka. Obnaża ona nasze myślenie w kategoriach szukania mniejszego zła, a nie dążenia do miłości. Warto w tym wypadku całkiem zmienić kierunek, bo ten obrany wydaje się być zupełnie nietrafiony.

8. „Bóg mnie nie rozumie, poradzę sobie sam.”

Stwierdzenia tego typu są szczególnie niebezpieczne, bo uderzają w najczulszą strunę naszej grzesznej natury. To co zadziało się w Edenie bazowało właśnie na nieufności wobec Boga i próbie zaradzenia sytuacji za Jego plecami. Stawianie siebie na równi ze Stwórcą i przekonanie, że wiemy lepiej, pojawiają się w nas na każdym kroku i warto być na nie szczególnie wyczulonym.

9. „Boże, nie zabieraj mi tego jednego, w całej reszcie będę Ci posłuszny!”

Kiedy pojawia się w nas taka myśl powinna się zapalić bardzo czerwona lampka. To oznacza, że jakieś przywiązanie jest w nas tak silne, że nie mamy już siły z nim walczyć. To jednak też bardzo dobra wiadomość, bo oznacza, że mamy tę najważniejszą trudność dobrze namierzoną i silne przekonanie, że sami nie mamy szans sobie z nią poradzić. Wtedy wkroczyć może Pan Bóg! On nas z tego bagna wyciągnie, ale nie osłabiajmy Jego działania, próbując ominąć temat. Nie łudźmy się, że z tą niezałatwioną sprawą możemy służyć Jezusowi.

10.”To jest silniejsze ode mnie”

Często takie myślenie pojawia się, kiedy przestajemy radzić sobie z silnymi emocjami lub naszą seksualnością. Wydaje się nam, że to one panują nad nami, a nie my nad nimi. To jednak tylko złudzenie i wielkie kłamstwo, któremu ulegamy. Bóg zawsze daje nam wystarczającą siłę i my musimy jedynie chcieć z niej skorzystać.

 

Duchowe ubezpieczenie

Czy jesteśmy skazani na ciągłe potykanie się o te duchowe zagrożenia? Czy można się jakoś duchowo ubezpieczyć? Ja myślę, że jak najbardziej! Oto kilka pomysłów:

  1. „Wybieram to, co słuszne, Bóg zadba o owoce.”
  2. „Wszystko jest łaską!”
  3. „Mój Bóg mnie obroni.”
  4. „Nie zasnę dopóki nie pojednam się z bratem.”
  5. „Wybieram Jezusa, nawet jeśli uczucia mówią mi inaczej.”
  6. „Bóg wie lepiej, zaufam Mu.”
  7. „Mam w sobie siłę, by panować nad sobą.”
  8. „Inni poradzili sobie w trudniejszej sytuacji. Ja też dam radę.”
  9. „Zostałam skrzywdzona, ale decyduję by zło zatrzymać na sobie.”
  10. „Boże, zabierz ode mnie to, do czego mogę być przywiązana, jeśli to oddala mnie od Ciebie.”

Chcecie dopisać swoje? 🙂

Zaszufladkowano do kategorii Refleksje z życia | 26 komentarzy

Walki plemienne

Kiedy byłam w Kenii, miałam okazję jakiś czas spędzić w okolicach Marsabit, niedaleko jeziora Turkana, gdzie od wielu pokoleń trwają wojny między okolicznymi plemionami. Nikt już nie pamięta jakie były początki konfliktu, ale każdy jest przekonany, że to „tamci” są winni i trzeba z nimi walczyć. Nie kończyło się na wzajemnej kradzieży krów, ale zaczynali też ginąć ludzie. Z pokojową misją udała się tam Kanini, z którą miałam okazję współpracować. Była ona z plemienia z innej części kraju, a więc zupełnie bezstronna w trwającym konflikcie. Udało jej się zdobyć zaufanie obu stron i dzięki umiejętnościom nabytym na studiach na kierunku „peace building” (czyli budowanie pokoju – nie mylić z architekturą wnętrz), mogła rozpocząć długi, ale owocny proces mediacji między plemionami. Kiedy stopniowo najważniejsi wojownicy zaczęli spotykać się na różnych kursach organizowanych przez Kanini, okazało się, że ten człowiek z wioski obok, to całkiem spoko gość i może można razem pracować, a nie wzajemnie się zwalczać.

Dziś kiedy patrzę na Polskę, widzę bardzo podobny obraz. Wczoraj tłumy wyszły na ulicę z transparentami „stop nienawiści”. Każdy święcie przekonany, że to „tamci” tą nienawiścią się posługują. Dopóki to inni będą winni, pokój nie nastanie. Jedyny sposób, w jaki możemy zmienić świat, to siebie nawracać i innym głosić Dobrą Nowinę – ale tę naprawdę dobrą: o tym, że miłość kiedyś zwycięży i spotkamy się wszyscy w Sercu Boga, gdzie nie tylko nie będzie nienawiści, ale nie będzie też chciwości, zazdrości, pychy, podejrzliwości… Jedyne co ja mogę zrobić dzisiaj, to zmieniać swoje serce i wyciągać rękę do mojego brata, nie zważając na to, co on dalej z tym zrobi. Tak właśnie robił Jezus.

Ostatnio, odwiedzając jedną z naszych wspólnot, długie wieczorne godziny przegadałam z jedną z moich Sióstr, która ma zupełnie odmienne polityczne przekonania do moich. To była bardzo dobra rozmowa, w której obie z ciekawością próbowałyśmy zrozumieć dlaczego druga osoba myśli inaczej. Starałyśmy się szukać faktów, choć tak trudno je odnaleźć w gąszczu odmiennych opinii wygłaszanych w mediach. Rozeszłyśmy się, nie zmieniając swoich poglądów, ale pewne, że chcemy dalej budować świat miłości i pojednania.

Myślę, że wydarzenia ostatnich dni niestety nie przyniosą upragnionej jedności na poziomie całego narodu. Może jednak dwie osoby z przeciwnych obozów, stojąc na mrozie z takim samym transparentem, poczęstują siebie wzajemnie herbatą, zaczną ze sobą rozmawiać i okaże się, że w głębi serca tak naprawdę obie bardzo pragną dobra. I to będzie mały początek wielkiej zmiany.

Zaszufladkowano do kategorii Afryka, Refleksje z życia, Sacre Coeur | Jeden komentarz

Serduszko Jezusa

Z roku na rok coraz mniej lubię życzenia świąteczne. W moim odczuciu stają się one bardziej odezwą do całego świata i okazją do głoszenia swoich mądrości, niż prawdziwym pochyleniem się nad konkretnym człowiekiem, by to w nim dostrzec Boga i jemu życzyć czegoś bardzo indywidualnego. Na takie za to nie łatwo znaleźć czas i przestrzeń. Tym razem jednak jedne z życzeń jakie otrzymałam bardzo mnie urzekły. Pani Monika z naszej cudownej Rodziny Sacre Coeur (czyli świeckich żyjących naszą duchowością) napisała jedno proste zdanie: „Radosnego odpoczynku przy maleńkim sercu Jezusa”.

Nagle zrozumiałam, że Jezus nie tylko stał się dzieckiem, ale miał też serce dziecka! Serce pełne ufności, proste i czyste. Jak u każdego maleństwa, łatwo nam jest tak na nie patrzeć. Dużo trudniej zdać sobie sprawę, że Serce Jezusa pozostało takie aż do końca. Jezus, umierając na krzyżu w pełnym zaufaniu do Ojca, z prostotą oddał za nas życie, bo czystość dziecka, którą każdy z nas traci, nadal nim kierowała. Zastanowiłam się dzisiaj w jaki sposób mogę naśladować właśnie to maleńkie Serduszko Jezusa, które zaprasza mnie dziś przed żłóbek w Betlejem.

Pierwszym i najważniejszym wydaje mi się zaufanie. Dziecko ma w sobie ogromne pokłady ufności, bo nie doświadczyło jeszcze świata, w którym jest zło i w którym ktoś mógłby mieć złe zamiary. Z czasem dopiero uczy się tej bolesnej prawdy, przekładając niestety ten obraz na Pana Boga. Jezus ufał Ojcu i tylko dzięki temu był w stanie wykonać swoją zbawczą misję. Tymczasem z naszej natury po grzechu wynika fakt, że ciągle nie dowierzamy, że Bóg naprawdę może być dobry i może chcieć naszego szczęścia. Z tego zwątpienia bierze się niebezpieczna myśl, że skoro On nie może mi pomóc, to ja muszę sobie dać radę sama, a to już o krok od tragedii.

Z zaufaniem wiąże się kolejna cecha Serduszka Jezusa, jakim jest prostota. Dziecko nie kalkuluje i nie przelicza co bardziej się opłaca. Maleńka istota bez lęku zdobywa swój mały świat, nie mając świadomości konsekwencji. Widzi dobro tam, gdzie dorosły zobaczy tylko zagrożenie. Myśląc o dziecku, mówimy, że to niewinność, kiedy jednak patrzymy na dorosłego który tak postępuje, raczej użylibyśmy słowa naiwność. Jezus był naiwny w swojej szalonej miłości. Jadał z tymi, z którymi nie wypadało, narażał się tym, którzy mieli władzę i ostatecznie dał się zabić, nie przeliczając ile jeszcze osób mógłby uzdrowić i nakarmić, gdyby nie umierał tak młodo.

Dziecko ma też jeszcze jedną ważną zdolność – przekonanie o byciu kochanym bez względu na wszystko. Niemowlę nie zastanawia się co ma robić, żeby zasłużyć na miłość swojej mamy. Kiedy patrzę na Jezusa, to jest jedna z cech, która mnie najbardziej inspiruje – On nie robi nic, by przypodobać się innym, ale wszystkim daje w nadmiarze z miłości, którą ma w sercu. Taką pewność można w sobie odkryć tylko będąc przekonanym o nieskończonej i bezwarunkowej miłości Boga.

Jeśli macie ochotę posłuchać kogoś mądrzejszego w tym temacie, to polecam kazanie z pasterki by o. Roman Bielecki OP.

Zaszufladkowano do kategorii Spojrzenie na Boga | 6 komentarzy

The little Heart of Jesus

From year to year, I seem to like Christmas wishes less and less. In my opinion, they are becoming a homily to the whole world instead of an opportunity to see God in another person and wish him something very individual. Unfortunately we constantly lack time and space to do it right. This time, however, one of the wishes I received has inspired me very much. Monika from our wonderful Sacre Coeur Family wrote one simple sentence: „May you rest happily with the little Heart of Jesus”.

Suddenly I realised that God not only became a child, but he also had the heart of a child! A heart full of trust, simplicity and chastity. As with every baby, it’s easy for us to see all that in a child. It is much harder to realise that the Heart of Jesus remained so until the end. Jesus, dying on the cross in full of trust in the Father. He gave his life for us with simplicity, because the purity of heart, which each of us loses with time, continued to guide Him. I wondered today how I can follow in my life the little Heart of Jesus that invites me today in front of the crib in Bethlehem.

Trust seems to be the first and most important thing. Children have a lot of trust in themselves, because they have not yet experienced a world in which there is evil and in which someone could have bad intentions. With time, they learn this painful truth, unfortunately looking with suspicion also at God. Jesus trusted his Father and only thanks to this He was able to go through with his saving mission. Meanwhile, because of the human nature after sin, we still do not believe that God can really be good and may want our happiness. From this doubt comes a dangerous thought that since He cannot help me, I have to manage myself, and this is the first step towards a disaster.

Another characteristic of Jesus’ Heart is simplicity. A child does not calculate and does not count what is more profitable. The tiny person walks through his little world without fear, without being aware of the consequences. He sees good where an adult sees only a threat. Thinking about a child, we say that this is innocence, but when we look at an adult who does this, we would rather use the word naivety. Jesus was naive in his crazy love. He ate with those who were not worthy, he put himself at risk with those who had power and finally he let himself be killed without counting how many more people he could heal and feed if he had not died so young.

Children also have one more important ability – the belief in being loved no matter what. A baby does not wonder what to do in order to deserve his mother’s love. When I look at Jesus, it is one of the qualities that inspires me the most – He does nothing to please others, but He gives everyone in excess the love He has in his Heart. Such confidence can be discovered only by being convinced of God’s infinite and unconditional love.

May we rest happily by the little Heart of Jesus this Christmas and become just a little bit like Him.

Zaszufladkowano do kategorii God is good | Jeden komentarz

Adwentowe urodziny

Dokładnie 239 lat temu urodziła się św. Magdalena Zofia Barat. Przyszła na świat w nocy, podczas pożaru i dlatego często powtarzała, że „zrodził ją ogień”. Dziś jednak zdałam sobie sprawę, że nie był to zwykły ogień, ale ogień Adwentowy! Ogień oczekiwania i tęsknoty. Z moich kalkulacji wynikło, że 12 grudnia 1779 roku była III Niedziela Adwentu, czyli Niedziela Gaudete, Niedziela radości! Nie wiem czy sama Zofia zastanawiała się kiedyś nad znaczeniem dnia, w którym się urodziła, ale wiem, że okresy liturgiczne wyznaczały rytm jej serca, podobnie jak pory roku kształtowały pracę w winnicy jej rodziców.

Mogą wydawać się czymś bardzo mało znaczącym przedwczesne narodziny małej Zofii w niewielkim burgundzkim miasteczku we Francji w III Niedzielę Adwentu. A jednak dla wielu tysięcy Sióstr na całym świecie właśnie ten moment jest w pewien sposób kluczowy, bo bez niego nie byłybyśmy tu gdzie jesteśmy.

Czasem może nam się wydawać, że to co robimy każdego dnia nie ma żadnego wpływu na losy świata, że niewiele znaczy co powiemy czy napiszemy, bo przecież jesteśmy tylko małym ziarenkiem piasku. Każdy z nas został jednak stworzony dla wyjątkowej misji w historii zbawienia. Nie każdy oczywiście zostanie zapamiętany i wyniesiony na ołtarze, ale dopiero po śmierci przekonamy się jak wielkie znaczenie mógł mieć jeden zwyczajny uśmiech, życzliwe słowo, cierpliwe wysłuchanie i wierne „tak”, które stało się naszą odpowiedzią na Boże zaproszenia.

Myślę, że cała tajemnica Wcielenia uczy nas tego, że nie ma nic zbyt małego, by mogło być istotne z Bożej perspektywy. Wszystko może mieć znaczenie, jeśli włożymy w to ogień miłości.

Zaszufladkowano do kategorii Sacre Coeur | Dodaj komentarz

An Advent Birthday

Exactly 239 years ago, st. Madeleine Sophie Barat was born. She came into the world at night, during a fire, and therefore often said that „I was brought by fire.” Today, however, I realised that it was not just fire, it was Advent fire! A fire of expectation and longing. From my calculations it came out that December 12, 1779, was the third Sunday of Advent, that is Sunday Gaudete, Sunday of joy! I do not know if Sophie herself ever wondered about the meaning of the day she was born, but I know that the liturgical periods marked the rhythm of her heart, as the seasons marked the work in the vineyard of her parents.

It may seem something very insignificant in world history – the premature birth of little Sophie in a small Burgundian town in France on the third Sunday of Advent. And yet for many thousands of Sisters around the world, this is a crucial event in a certain way, because without it, we would not be where we are.

Sometimes it may seem to us that what we do every day has no impact on the fate of the world, that what we say or write does not mean much, because we are just a small grain of sand. Each of us, however, was created for a unique mission in the history of salvation. Not everyone will, of course, be remembered and raised to the altars, but it is only after death that we will see how important one simple smile was, one kind word, patient hearing of someone and a faithful „yes” that has become our response to God’s invitations.

I think the whole mystery of the Incarnation teaches us that there is nothing too small to be relevant from God’s perspective. Everything can matter if we put a fire of love into it.

Zaszufladkowano do kategorii God is good | Dodaj komentarz