Nie użyczę snu moim oczom
powiekom moim spoczynku
póki nie znajdę miejsca dla Pana
mieszkania dla mego Boga
W postakademickiej scholi, w której śpiewam, to jedna z naszych ulubionych pieśni. Kończymy nią każdą Mszę Świętą. Mimo to zupełnie mi się nie znudziła i wręcz nadal wzruszam się, kiedy ją śpiewam. To dla mnie idealna modlitwa na wieczór i dobra postawa na całe życie.
Nie spocznę, dopóki On nie będzie pierwszy, dopóki nie stoczę duchowej walki i nie zwycięży dobro w moim sercu. Nie zasnę, dopóki nie zobaczę konkretnej obecności Boga w dniu, który mija, dopóki nie podziękuję za dobro i łaski, które mnie spotkały. Nie użyczę snu moim oczom, dopóki nie zmierzę się z momentami, w których zawiodłam, dopóki nie pojednam się z moim bliźnim, dopóki nie powiem „przepraszam”. Nie zasnę, dopóki nie spojrzę na to, co czeka mnie kolejnego dnia i nie postanowię, że chcę kochać bardziej niż dzisiaj.
Kiedy jednak będę już pewna obecności Boga w swoim sercu, zasnę spokojnie, pewna, że jestem całkowicie bezpieczna w Jego rękach.
I tak każdego dnia, aż kiedyś po tamtej stronie już wszystko stanie się proste i oczywiste, bo nie będzie już we mnie ani jednej cząstki, która nie byłaby Boża.
Piękne. Nigdy nie pomyślałam, by w taki sposób kończyć dzień, by szukać obecności Żywego Boga w kończącym się dniu. Dziękuję za ten wpis. 🙂
Bardzo polecam ignacjański rachunek sumienia, który tak naprawdę trochę streściłam w tym wpisie 🙂 Sporo jest o nim różnych matriałów w internecie. Pozdrawiam!