Kiedy wpisuję w google hasło „zagrożenia duchowe” otrzymuję różnego rodzaju listy pełne symboli, przedmiotów, gier, książek, muzyki… Zaczęłam się powoli przyzwyczajać, że tak to sobie ludzie definiują, ale ostatnio natknęłam się na filmik, w którym padły słowa, z którymi zgodzić się nie mogę: „Podróżujemy od wielu lat i przyciągnęliśmy sobie do kraju, różne rzeczy nazywane zagrożeniami, z innych religii”. Otóż nie. Zagrożenia duchowe, czyli przedsionek tego, co byłoby grzechem i odłączeniem od Boga, nie mają nic wspólnego z przedmiotami, podróżami i innymi religiami! W dopiero co podpisanym przez papieża dokumencie na temat pokoju znajdujemy takie zdanie: „Pluralizm i różnorodność religii, koloru, płci, rasy i języka są wyrazem mądrej woli Boga”. Kiedy zaczynamy się zajmować figurkami buddy i Harry Potterem, wróg niepostrzeżenie wciska się zupełnie innymi drzwiami!
Co więc może nam grozić w relacji z Bogiem? Co może nas odciągać od Jego miłości? Jezus mówił:
«Nie rozumiecie, że nic z tego, co z zewnątrz wchodzi do człowieka, nie może uczynić go nieczystym; (…)«Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym» (Mk 7,18-23)
A więc chodzi o wnętrze! To tu należy szukać tego „pozoru zła”, które tak chętnie poszukiwane jest przez tropicieli duchowych zagrożeń. Szatan podsuwa nam różne myśli, które same w sobie są tylko pokusą, ale jeśli za nimi pójdziemy, okaże się, że wylądujemy na manowcach. Oto więc moja lista:
Zagrożenia duchowe
- „Należy mi się coś od życia.”
Ta myśl nie pojawia się wtedy kiedy chcemy walczyć o sprawiedliwość społeczną i równe prawa dla słabszych. Pojawia się wtedy kiedy zaczynamy się powoli odwracać od tego, co widzimy, że jest słuszne, ku temu, by skupić się na sobie. Jeśli zrozumiemy, że pojawiliśmy się na tym świecie bez najmniejszej swojej zasługi, to uświadomimy sobie, że tak naprawdę nic nam się nie należy, a wszystko jest łaską.
2. „Dlaczego wszyscy mogą, a ja nie?”
To typowe pytanie kogoś, kto próbuje w życiu zachowywać prawo, nie mając osobistej relacji z Bogiem. Wtedy jawi się On jako miłośnik zakazów, a nie życia. Jeśli pewne prawa moralne są dla nas niezrozumiałe, warto najpierw spojrzeć na nie od strony celu naszego życia. Czy w tej danej sytuacji naprawdę kierujemy się dobrem drugiej osoby, czy może jednak egoistyczną chęcią własnej przyjemności? Jeśli naszym celem jest oddanie swojego życia z miłości, to pewne wybory okażą się dużo bardziej oczywiste.
3. „Nie mam siły stanąć po stronie prawdy.”
Taka myśl sugeruje, że dobrze wiemy co mamy robić, ale widmo konsekwencji nas obezwładnia. Może nam się wydawać, że lepiej bezpiecznie się schować przed konfrontacją, nie wychylając się specjalnie, nie narażając i układając się ze wszystkimi, ale to najlepsza recepta na zmarnowanie życia. Ten lęk może przełamać tylko przekonanie, że jeśli Bóg jest z nami, to żadna siła nie ma mocy skrzywdzić naszej duszy.
Równie niebezpieczna wydaje mi się tendencja wręcz przeciwna, która nakazuje w imię walki o prawdę krzywdzić drugiego człowieka. Jezus pokazuje nam, że najważniejsza walka, jaką mamy toczyć, to właśnie ta w nas, ze złym duchem.
4. „Niech on pierwszy przeprosi, to nie ja zacząłem.”
Trwanie w przekonaniu, że ktoś inny jest winny, a my jedynie odpowiadamy na agresję, nigdy nie prowadzi do pojednania. Nawet jeśli obiektywnie doznaliśmy wielkiej krzywdy, Jezusową postawą jest przebaczenie. Wystarczy popatrzeć na to jak traktuje On żołnierzy, którzy Go krzyżują – nie czeka aż będą żałować. Warto z jednej strony patrzeć na brata oczami Boga, spodziewając się, że za jego historią jest o wiele więcej niż widzimy, a z drugiej strony nigdy nie zapominać o zrobieniu własnego rachunku sumienia.
5. „To tylko jedno małe odstępstwo, a tyle dobra!”
Cel nie uświęca środków. Jeśli przeczuwamy, że to, co zamierzamy uczynić nie jest do końca dobre, możemy się spodziewać, że owoce, choć w pierwszej chwili dorodne i okazałe, prędko okażą się zgniłe w środku. Zaufajmy Bogu, że jeśli wybierzemy drogę przejrzystości i prawości, to On się zatroszczy o całą resztę!
6. „Ona też o mnie źle mówiła.”
Zemsta jest głęboko niechrześcijańską postawą, nawet jeśli dotyczy pozornie małych rzeczy, czyli np. plotkowania. Jezus zaprasza nas do miłości bliźniego szczególnie wtedy, gdy jest nam nieżyczliwy lub wręcz wrogo nastawiony. Kochać tych który nas kochają nie jest żadną trudnością – wszak i „poganie tak czynią”.
7. „Inni robią gorsze rzeczy.”
Nie warto się porównywać. Nigdy. Jeśli jednak nie potrafimy inaczej, wybierzmy tych, którzy nas poprzedzili do świętości, a nie tych, których uważamy za gorszych od siebie. Pamiętajmy jednocześnie, że Boża logika może nas zaskoczyć przy bramach Królestwa Niebieskiego, kiedy celnicy i nierządnice wchodzić będą przed nami.
W tym zdaniu ukryta jest jeszcze inna pułapka. Obnaża ona nasze myślenie w kategoriach szukania mniejszego zła, a nie dążenia do miłości. Warto w tym wypadku całkiem zmienić kierunek, bo ten obrany wydaje się być zupełnie nietrafiony.
8. „Bóg mnie nie rozumie, poradzę sobie sam.”
Stwierdzenia tego typu są szczególnie niebezpieczne, bo uderzają w najczulszą strunę naszej grzesznej natury. To co zadziało się w Edenie bazowało właśnie na nieufności wobec Boga i próbie zaradzenia sytuacji za Jego plecami. Stawianie siebie na równi ze Stwórcą i przekonanie, że wiemy lepiej, pojawiają się w nas na każdym kroku i warto być na nie szczególnie wyczulonym.
9. „Boże, nie zabieraj mi tego jednego, w całej reszcie będę Ci posłuszny!”
Kiedy pojawia się w nas taka myśl powinna się zapalić bardzo czerwona lampka. To oznacza, że jakieś przywiązanie jest w nas tak silne, że nie mamy już siły z nim walczyć. To jednak też bardzo dobra wiadomość, bo oznacza, że mamy tę najważniejszą trudność dobrze namierzoną i silne przekonanie, że sami nie mamy szans sobie z nią poradzić. Wtedy wkroczyć może Pan Bóg! On nas z tego bagna wyciągnie, ale nie osłabiajmy Jego działania, próbując ominąć temat. Nie łudźmy się, że z tą niezałatwioną sprawą możemy służyć Jezusowi.
10.”To jest silniejsze ode mnie”
Często takie myślenie pojawia się, kiedy przestajemy radzić sobie z silnymi emocjami lub naszą seksualnością. Wydaje się nam, że to one panują nad nami, a nie my nad nimi. To jednak tylko złudzenie i wielkie kłamstwo, któremu ulegamy. Bóg zawsze daje nam wystarczającą siłę i my musimy jedynie chcieć z niej skorzystać.
Duchowe ubezpieczenie
Czy jesteśmy skazani na ciągłe potykanie się o te duchowe zagrożenia? Czy można się jakoś duchowo ubezpieczyć? Ja myślę, że jak najbardziej! Oto kilka pomysłów:
- „Wybieram to, co słuszne, Bóg zadba o owoce.”
- „Wszystko jest łaską!”
- „Mój Bóg mnie obroni.”
- „Nie zasnę dopóki nie pojednam się z bratem.”
- „Wybieram Jezusa, nawet jeśli uczucia mówią mi inaczej.”
- „Bóg wie lepiej, zaufam Mu.”
- „Mam w sobie siłę, by panować nad sobą.”
- „Inni poradzili sobie w trudniejszej sytuacji. Ja też dam radę.”
- „Zostałam skrzywdzona, ale decyduję by zło zatrzymać na sobie.”
- „Boże, zabierz ode mnie to, do czego mogę być przywiązana, jeśli to oddala mnie od Ciebie.”
Chcecie dopisać swoje? 🙂
„Należy mi się coś od życia.” – to nie zagrożenie, tylko fakt. Życie nie może polegać tylko na wypełnianiu obowiązków i cudzych zachcianek. Trzeba dbać o własne zdrowie, także psychiczne – czyli robić coś dla samego siebie. Pojawiliśmy się na tym świecie bez najmniejszej swojej zasługi, ale POTEM nasze konto zasług rośnie, więc należność też powinna rosnąć proporcjonalnie.
„Dlaczego wszyscy mogą, a ja nie?” – Kto wydaje wątpliwy co do sprawiedliwości lub sensowności zakaz, musi się umieć z tego wytłumaczyć. To jego problem i to nie my mamy „inaczej patrzeć”.
„Nie mam siły stanąć po stronie prawdy.” – Zasoby w postaci czasu, energii i majątku są ograniczone, nie można zatem robić bez przerwy wszystkiego. Zwłaszcza, że owo „stawanie w prawdzie” nie jest jedynym naszym obowiązkiem, a doba ma tylko 24 godziny.
„Niech on pierwszy przeprosi, to nie ja zacząłem.” – Co w tym dziwnego? Nie można wymagać, bym brał na siebie cudzą winę, lub kiedy jest ona niepełna lub niepewna. Udowodnij mówiącemu te słowa, że jest inaczej, albo po prostu przyznaj rację.
„To tylko jedno małe odstępstwo, a tyle dobra!” – Kto robi wielką awanturę o bzdury, sam staje się winien. Błędów nie robi tylko ten, kto nie robi nic.
„Ona też o mnie źle mówiła.” – Zasadniczo winny jest ten, kto zaczął – chyba, że reakcja była mocno nieadekwatna. Tylko, że to ostatnie trzeba udowodnić.
„Inni robią gorsze rzeczy.” – Porównywanie jest naturalne tak samo, jak obowiązek zaczynania od rzeczy ważnych. Nie można polować na „gapowicza”, kiedy mamy sprawę o morderstwo.
„Bóg mnie nie rozumie, poradzę sobie sam.” – Za wadliwy obraz Boga, reklamacje należy kierować do Kościoła, którego wiernym jest dany człowiek. A radzić sobie samemu, to trzeba umieć tak czy inaczej – Bóg nie pójdzie za nas do pracy i nie zarobi na nasze utrzymanie.
„Boże, nie zabieraj mi tego jednego, w całej reszcie będę Ci posłuszny!” – Powiedz rodzicom umierającego na raka dziecka, że to złe podejście, a potem napisz, z jaką szybkością uciekałeś.
”To jest silniejsze ode mnie” – To nie złudzenie, tylko brak energii lub wiary w sens walki w danej sprawie. Oba zjawiska są rzeczą normalną, raz na jakiś czas przynajmniej.
Pozdrawiam.
Szczęść Boże wszystkim, piszę tu pierwszy raz. Te rozwinięcia zagrożeń, napisane przez Ppp, są dowodem na te zagrożenia:) Bo właśnie takie spojrzenie jest niebezpieczne. Zapewne osobie dojrzałej w wierze jest łatwiej poradzić sobie z pokusami, łatwiej choćby zauważyć, rozeznać, że coś niewłaściwego się dzieje. Może się nam zdarzyć, że targujemy się z Bogiem, ale ważna jest zdolność do skupienia się na słuchaniu, na zaakceptowaniu tego, co jest naszym doświadczeniem, zamiast mówienia: ja, dla mnie, o mnie, bo ja…
Celem Katolika jest zbawienie, życie wieczne w świętości, a nie łatwe, miłe, typowo hedonistyczne życie na ziemi. I ten cel powinien kierować nami. Być wolnym od ziemskich przywiązań- to być prawdziwie wolnym. Co nie znaczy, że chodzi o postawę-Boże masz mnie- to się mną zajmuj. Warto też zadać sobie pytanie: chcesz mieć rację, czy wolisz być szczęśliwy. I wiem, że mnie to nie raz ratowało… 😉
A co do pomysłów: są świetne, o ile rzeczywiście Bóg tym razem zadba o te owoce, ochroni i w ogóle sprawi, że dam radę. Po kilku(nastu) – zwlaszcza kolejnych – doświadczeniach, że Bóg chroni jakoś marnie, trudno wymagać od człowieka, który te kilka(naście) razy już wybrał dobro i nie doświadczył żadnej Bożej ochrony, a od ludzi/świata zebrał swoje, żeby te pomysły stosował.
Przykłady?
„Wybieram to, co słuszne, Bóg zadba o owoce.”
Poświeciłam 7 lat na pracę nad czymś, co było jak najbardziej słuszne, i zawaliło się. Nic z tego nie mam, nawet emerytury, tylko kupę zniechęcenia i poczucie zmarnowanego czasu, pieniędzy, złą opinię na mieście i parę innych takich.
„Wszystko jest łaską!”
Tak, zwlaszcza to, że ktoś mi zrobił krzywdę. Nie wiem, zgwałcił ze szczególnym okrucieństwem moje dziecko albo coś.
„Mój Bóg mnie obroni.”
Mówię i wchodzę w najlepszej wierze w ciemną klatkę schodową, aby odwiedzić chorą osobę, i patrz wyżej. Bywa.
„Nie zasnę dopóki nie pojednam się z bratem.”
A brat mówi, że ma mnie gdzieś razem z moim pojednaniem, i nie śpię już do końca życia.
„Mam w sobie siłę, by panować nad sobą.”
I kończę w ciężkiej depresji, bo wcale tej siły nie mam.
„Inni poradzili sobie w trudniejszej sytuacji. Ja też dam radę.”
jak wyżej
„Zostałam skrzywdzona, ale decyduję by zło zatrzymać na sobie.”
psychologia mówi, że tak nie wolno. Bo dla odmiany skończę jako DDA albo coś podobnego.
Też pozdrawiam.
Tekst jest super, choć równocześnie poprzeczka zawieszona bardzo wysoko. Ewangeliczny radykalizm. To dlatego budzi kontry. Osoby doświadczone przez życie zaczynają szukać kompromisów, by chronić siebie przed kolejnym cierpieniem. Co uważają za swój obowiązek i prawo. Mówienie im o wymogach Ewangelii to jak zachęcanie ciężko chorego do biegu w maratonie. Kluczem jest coś innego. Proste pytanie o Jezusa. Kim jest dla ciebie? Ufasz Mu i co to konkretnie znaczy w twoim życiu? Znasz Jego miłość czy to tylko puste słowo? Czyli zamiast wymogów ewangelicznych próbujemy zwrócić uwagę na relację z osobowym Bogiem. Bo tu wyjdą wszystkie „ale”. I te „ale” trzeba cierpliwie przepracować, rozwikłać, uzdrowić. Dopiero wtedy pojawia się gotowość, by szukać czegoś więcej. Doskonałości właśnie. Dopiero wtedy radykalizm jest czymś pociągającym, co pozwala iść dalej. Dopiero wtedy.
Pani Marzeno, doskonale napisane! Dokładnie o to chodzi 🙂
No ale jeśli odpowiedź brzmi: nie znam Go i nie potrafię Mu ufać? Nie mam pojęcia, co to jest ta Jego miłość? To co?
A jeśli powiem: tak, też paplałam, że Go znam, że Mu ufam, że Miłość i te de, dopóki się nie przejechałam tak, ze już tak nie mówię?
Za tym co piszesz stoją konkretne historie i oczywiście nie ma prostych odpowiedzi, ale z rzeczy, które przychodzą mi do głowy:
1. Kluczowe jest doświadczenie tego, że Jezus cierpi razem z nami, a nie zsyła na nas nieszczęścia. To jest możliwe tylko jeśli ma się osobistą z Nim relację. Dla mnie miejscem, w którym to odkryłam są rekolekcje ignacjańskie, ale jest wiele innych sposobów.
2. Zaufanie do Boga musi być czymś czego nie zgubimy w trudnościach, bo przecież łatwo jest ufać, kiedy wszystko idzie gładko. Jeśli naszym celem w życiu jest Pan Bóg i odpowiedzenie na Jego miłość, to trudności nas w tym nie powstrzymają. Przyszła mi do głowy książka „Chata” Younga – może to będzie jakimś światłem?
3. Na pewno warto wzrastać w dziękczynieniu, czyli szukać codziennie rzeczy za które mogę dziękować. Oczywiście nie jest to łatwe, ale to od naszej postawy zależy nastawienie do życia. Jak spojrzymy na św. Bakhitę, dzisiejszą patronkę, czy na Viktora Frankla, który przeżył Auschwitz, to zobaczymy jak daleko może zaprowadzić zaufanie do Boga właśnie wtedy kiedy „cudów nie ma”
4. I jeszcze wspólnota! Ona bardzo pomaga, kiedy nie mamy siły sami.
1. Ale przecież doświadczenia sobie sama nie wyprodukuję?
2. jak nie zgubić zaufania do Boga, jeśli raz ufasz i nic, drugi raz ufasz i nic, trzeci raz i nic – za dziesiątym razem już zakładasz automatycznie, że znowu Bóg nic nie Zrobi? Tak, czytałam „Chatę”, kompletnie do mnie nie przemawia. Nigdy nie spotkałam trzech bogów, w tym pulchna Murzynka, w żadnej chacie. Chyba nie chciałabym, żeby moja wizja Boga zredukowała się do dwóch kobiet i faceta.
3. OK, mogę dziękować za rzeczy, które są dobre, w których widzę dobro. Ale jeśli historia nagle staje się łańcuchem złych wydarzeń, z których każde następne jest jeszcze gorsze, a każda następna wiadomość brzmi coraz gorzej, to co? Proszę Go, żeby Przerwał to zło, żeby Wyprowadził w końcu coś dobrego – i lata mijają, i znowu tylko gorzej i gorzej… naprawdę za to mam dziękować?
4. nie mam ani jednego charyzmatu wspólnotowego. nie nadaję się.
4. Czy to nie jest wymówka? Myśląc tak pogrążasz się w gnuśności i jesteś jak ten sługa co zakopał talent. Jeśli miłosierdzie Boga do Ciebie nie przemawia, zrób coś miłosiernego dla kogoś w potrzebie (wolontariat, uśmiech czy dobre słowo?).
Wszystko ma swój czas. Nie pouczaj Ojca i nie marudź ! Czekaj! Bądź cierpliwa, bo wygląda na to, że Ty wiesz lepiej.
🙂
a skąd wiesz, że _nie_ robię? 😛 piszę tylko, że nie ciągnie mnie do żadnej wspólnoty. a mimo to w jednej jestem :P. nawet.
łatwo jest sądzić, nie?
Nie sądzę, tylko wnioskuję z Twojej wypowiedzi. Piszesz, że jesteś we wspólnocie. A jakie wydajesz owoce? Może uczciwiej byłoby żyć „po światowemu”?
owoców nie widzę żadnych. co to znaczy żyć po światowemu?
Dać sobie spokój z wiarą. Jeżeli wypełniasz tylko regułki i Bóg jest jak wielki policjant, to tak samo jakby ktoś wcinał suchy chleb na śniadanie, obiad i kolację. Można, ale dlaczego?
przepraszam, ale kompletnie nie rozumiem, dlaczego / na jakiej podstawie tak świetnie insynuujesz, co twoim zdaniem uważam. nie wypełniam żadnych regułek i nie znam żadnego Boga-policjanta. Pudło na całej linii, proszę pana. A na śniadanie jadłam kanapeczkę z szyneczką. Niekoszerną. I nie sądzę, żeby Bóg to w ogóle zauważył.
Sorki. Powodzenia.
Dziękuję. Pozdrawiam.
„Nie zasnę dopóki nie pojednam się z bratem.” Z kąt ten cytat?
W internecie jest bardzo dużo gówna. Patrzenie na to czyni nas nieczystymi. Bo patrzenie to nasz wybór i nasz akt.
jakie ładne słownictwo
Ładne, nie ładne, ale adekwatnie oddaje istotę problemu
Ciekawy tekst. Ważne jest wskazanie pewnej szerszej perspektywy tzw. racjonalizacji, czyli oszukiwania samego siebie. Wydaje mi się jednak, że wskazówki, tak jak są sformułowane, pokazują wiarę może nie nastolatka, ale powiedzmy studenta. Bardzo dobrze, że pokazano problemy, z którymi się zmagamy. Dlaczego milczy Boże, gdy giniemy? To wołanie rozlega się właściwie od początku historii Zbawienia. Bóg odpowiada np. poprzez „Resztę”, małe grono wybranych wiernych, od której zaczyna się opór wobec zła i działanie odnawiajacej łaski. Do dziś często nie wiemy, co robić, krzyczymy w osamotnieniu. I tylko jakiemuś teologowi mogłoby się wydawać, że jakaś grubaśna Teodycea” wszystko wyjasnia. Przykro mi, że Siostra nie chce przemyśleć tych trudnych i ważnych problemów.
Do Symeona NT:
Bo łatwiej jest powiedzieć, „nie pouczaj Ojca”, „nie udawaj że wiesz lepiej”, „nie rób z Boga policjanta”, „przestań redukować wiarę do regułek”” albo powtórzyć którykolwiek ze słodkich pseudochrześcijańskich frazesów typu „Jezus cię kocha, nie pękaj” niż siąść z kimś i choćby posłuchać o tym, co go boli. Bo okazuje się, że w konfrontacji z realem: „Ratuj, bo giniemy” i doświadczeniem, że nie Uratował, wiara studencka czy nastoletnia jest kompletnie bezradna. Można ewentualnie skwitować, że nie Uratował, bo nie masz wiary, albo że nie Uratował, bo to, co ci się właśnie przydarzyło, jest największym dobrem, jakie Mógł ci dać – i pójść swoją ewangeliczną drogą, otrzepawszy uprzednio starannie pyl z obuwia. No można, tak łatwiej.
Kończę, do widzenia. Mam nadzieję, że w Niebie.
Jeszcze niestety muszę się potrudzić.
Do naszych (czy mogę tak napisać, erudelince?) pytań sprobowałbym jeszcze takich odpowiedzi.
1. Droga przez piękno, zwłaszcza przez piękno Liturgii. Wdychasz kadzidło, rozświetlają się ikony, słychać podniosły śpiew, ciało też się modli (tak, to chrześcijaństwo wschodnie) i w tym wszystkim, nie wiem, jak to powiedzieć, Bóg nas przytula. Nawet jeśli nie zawsze chce się wyłączyć wiecznie analizująca cześć mnie.2 W szpitalu – często odpowiedzią jest czyjąś obecność bliskość. 3. Może też, jeśli odpowiadamy Bogu, oczywiście mizernie i źke, ale jednak, może się okazać, że bunt, rzekomy był tylko krzykiem z bólu. PS Teolog przed pisaniem teodycei powinien albo mocno pocierpieć, żeby wiedział, o czym pisze, albo mieć pokorę ks.Muszali z Krakowa (polecam i w teorii i w praktyce), który rozpoczął swoją książkę o cierpieniu od: Przepraszam, że piszę o cierpieniu, chociaż nigdy nie cierpiałem taj naprawdę…
PS Oczywiście to tylko takie okruchy odpowiedzi, dlatego czytam uważnie Wasze wypowiedzi.
List św. Paweł do Rzymian”Albowiem Bóg poddał wszystkich nieposłuszeństwu,aby wszystkim okazać swe Milosierdzie”