Serduszko Jezusa

Z roku na rok coraz mniej lubię życzenia świąteczne. W moim odczuciu stają się one bardziej odezwą do całego świata i okazją do głoszenia swoich mądrości, niż prawdziwym pochyleniem się nad konkretnym człowiekiem, by to w nim dostrzec Boga i jemu życzyć czegoś bardzo indywidualnego. Na takie za to nie łatwo znaleźć czas i przestrzeń. Tym razem jednak jedne z życzeń jakie otrzymałam bardzo mnie urzekły. Pani Monika z naszej cudownej Rodziny Sacre Coeur (czyli świeckich żyjących naszą duchowością) napisała jedno proste zdanie: „Radosnego odpoczynku przy maleńkim sercu Jezusa”.

Nagle zrozumiałam, że Jezus nie tylko stał się dzieckiem, ale miał też serce dziecka! Serce pełne ufności, proste i czyste. Jak u każdego maleństwa, łatwo nam jest tak na nie patrzeć. Dużo trudniej zdać sobie sprawę, że Serce Jezusa pozostało takie aż do końca. Jezus, umierając na krzyżu w pełnym zaufaniu do Ojca, z prostotą oddał za nas życie, bo czystość dziecka, którą każdy z nas traci, nadal nim kierowała. Zastanowiłam się dzisiaj w jaki sposób mogę naśladować właśnie to maleńkie Serduszko Jezusa, które zaprasza mnie dziś przed żłóbek w Betlejem.

Pierwszym i najważniejszym wydaje mi się zaufanie. Dziecko ma w sobie ogromne pokłady ufności, bo nie doświadczyło jeszcze świata, w którym jest zło i w którym ktoś mógłby mieć złe zamiary. Z czasem dopiero uczy się tej bolesnej prawdy, przekładając niestety ten obraz na Pana Boga. Jezus ufał Ojcu i tylko dzięki temu był w stanie wykonać swoją zbawczą misję. Tymczasem z naszej natury po grzechu wynika fakt, że ciągle nie dowierzamy, że Bóg naprawdę może być dobry i może chcieć naszego szczęścia. Z tego zwątpienia bierze się niebezpieczna myśl, że skoro On nie może mi pomóc, to ja muszę sobie dać radę sama, a to już o krok od tragedii.

Z zaufaniem wiąże się kolejna cecha Serduszka Jezusa, jakim jest prostota. Dziecko nie kalkuluje i nie przelicza co bardziej się opłaca. Maleńka istota bez lęku zdobywa swój mały świat, nie mając świadomości konsekwencji. Widzi dobro tam, gdzie dorosły zobaczy tylko zagrożenie. Myśląc o dziecku, mówimy, że to niewinność, kiedy jednak patrzymy na dorosłego który tak postępuje, raczej użylibyśmy słowa naiwność. Jezus był naiwny w swojej szalonej miłości. Jadał z tymi, z którymi nie wypadało, narażał się tym, którzy mieli władzę i ostatecznie dał się zabić, nie przeliczając ile jeszcze osób mógłby uzdrowić i nakarmić, gdyby nie umierał tak młodo.

Dziecko ma też jeszcze jedną ważną zdolność – przekonanie o byciu kochanym bez względu na wszystko. Niemowlę nie zastanawia się co ma robić, żeby zasłużyć na miłość swojej mamy. Kiedy patrzę na Jezusa, to jest jedna z cech, która mnie najbardziej inspiruje – On nie robi nic, by przypodobać się innym, ale wszystkim daje w nadmiarze z miłości, którą ma w sercu. Taką pewność można w sobie odkryć tylko będąc przekonanym o nieskończonej i bezwarunkowej miłości Boga.

Jeśli macie ochotę posłuchać kogoś mądrzejszego w tym temacie, to polecam kazanie z pasterki by o. Roman Bielecki OP.

O Ewa Bartosiewicz

Mam na imię Ewa. Z wykształcenia jestem informatykiem. Moją pasją jest Afryka, uwielbiam chodzić po górach, latać na paralotniach, robić zdjęcia i kręcić filmy, a przede wszystkim robić szalone rzeczy z szalonymi ludźmi dla Jezusa. Aby to wszystko się udawało muszę często zatrzymywać się, kontemplując spojrzeniem serca rzeczywistość nad filiżanką zielonej herbaty. Do czego i Was na tym blogu zachęcam.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Spojrzenie na Boga. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

6 odpowiedzi na Serduszko Jezusa

  1. Kamila pisze:

    Wspaniałe!

  2. Ter pisze:

    Bardzo mądre. Pierwsze dwie cechy nie są dla mnie problemem, ale ta trzecia….tu zdecydowanie nie potrafię być dzieckiem. I jaka na to rada?

    • s. Ewa Bartosiewicz RSCJ pisze:

      Mi też wydaje się to najtrudniejsze. O rady na pewno warto pytać samego Jezusa 🙂 Im głębsza relacja z Nim, tym mniej nam będzie zależeć na tym, by wszyscy nas lubili.

      • no_name pisze:

        „Im głębsza relacja z Nim, tym mniej nam będzie zależeć na tym, by wszyscy nas lubili.”

        Dla mnie powyższe słowa to przykład fałszywej dychotomii. Ja w swoim życiu nie spotkałem człowieka, który oczekiwałby, że wszyscy go polubią. Jednak zupełnie czymś naturalnym jest chęć bycia lubianym. Nie widzę w takim dążeniu niczego złego, tym bardziej kolidującego w pogłębianiu relacji z Jezusem. 🙂

  3. Małgosia Z pisze:

    Zgadzam się z Tobą Siostro Ewo, że jeśli zbudujemy mocną relację z Jezusem, będziemy mieli właściwe poczucie swojej wartości a przez to nie będziemy musieli szukać jej potwierdzenia w oczach drugich. Świetną szkołą powrotu do dziecięctwa Bożego czyli do naszych korzeni jest program 12 kroków, polecam go z całego serca bo stosuję go z powodzeniem od 10 lat pracując z ludźmi na warsztatach 12 – krokowych i indywidualnie.

    • s. Ewa Bartosiewicz RSCJ pisze:

      Małgosiu, dzięki za podpowiedź – może komuś bardzo się przyda! 🙂 Ja nie uczestniczyłam, ale słyszałam dużo dobrego 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *