Nie od dziś wiem, że Wielki Piątek w języku angielskim to Good Friday, czyli Dobry Piątek. Za każdym razem jednak na nowo mnie to zaskakuje i powoduje, że zmienia mi się perspektywa. Czy nie brzmi to szokująco, że dzień, w którym nasz Mistrz został skatowany, wyśmiany i brutalnie zamordowany, ktoś śmiał nazwać „dobrym”? Oczywiście wiemy, że śmierć nie ma ostatniego słowa i że zwycięży życie w dniu zmartwychwstania. Dlatego Niedziela mogłaby zwać się „dobrą”, ale piątek?
Jest w tym jakaś niesłychana tajemnica, że właśnie pośród największej ciemności najjaśniej widać światło miłości, podobnie jak krzyż jaśniejący nad zgliszczami w katedrze Notre Dame, który oglądaliśmy kilka dni temu. Rozważając podczas swoich rekolekcji mękę Chrystusa, coraz bardziej zaczynałam rozumieć, że to właśnie przez śmierć dokonało się nasze odkupienie, a zmartwychwstanie było tylko dopełnieniem tej prawdy, ostatecznym zwycięstwem. „Gdyby Chrystus nie zmartwychwstał próżna byłaby nasza wiara” (por. 1 Kor 15,14), ale jednak to krzyż, a nie odsunięty kamień grobu, stał się symbolem chrześcijaństwa, bo paradoksalnie właśnie w chwili śmierci Jezus przyniósł nam wszystkim życie. To wtedy dowiódł, że „nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”. (J 15,13)
To ma też konsekwencje w naszej codzienności, bo może się okazać, że z największego koszmaru, jaki w danym momencie przeżywamy, pewnego dnia wyłoni się łaska, której nigdy nie bylibyśmy w stanie przewidzieć. Nie znaczy to, że pośród dramatu, jaki się toczy, mamy od razu zakrzyknąć, że jest dobrze. Zapewne prawie nikt podczas męki Jezusa w najśmielszych wyobrażeniach nie przewidywał, że dzień ten zostanie nazwany Dobrym Piątkiem. Wydaje mi się jednak, że były przynajmniej dwie osoby przekonane, że to nie może być koniec. Jedną z nich był Mesjasz, który wisząc na krzyżu dobrze wiedział o czym mówił swoim uczniom wielokrotnie, wiedział po co umiera. Drugą z nich była Maryja, której serce było tak zjednoczone z Sercem Jezusa, że z pewnością przeczuwała wydarzenia nadchodzących dni.
Myślę, że chrześcijaństwo polega między innymi na tym, by jak Jezus i Maryja, widzieć więcej niż to, co nas spotyka i dostrzegać na horyzoncie zwycięstwo Boga; by z nadzieją i ufnością patrzeć na krzyż i czerpać z niego siły; by wyobrażać sobie, że dzień, który najbardziej mielibyśmy ochotę nazwać „złym”, pewnego dnia nazwiemy „dobrym”.
Tekst powstał dla Theofeela
Wesolych spokojnych swiat PAN zmartwychwstal prawdziwie zmartwychwstal aleluja .