Dziś cały dzień z dzieciakami w Talitha-Kum, co wykończyło mnie totalnie. Moje zdolności wychowawcze chyba nie są na najwyższym poziomie, bo brakowało mi już pomysłów na zabawianie maluchów. Zresztą chyba cała nasza grupa poległa nieco na tym polu, bo przetłumaczona pioseneczka „jestem małą papużką”, czyli „I’m a parrot, tiny parrot” 😉 okazała się raczej klapą, a pomysł rysowania aniołków przez dzieci uświadomił nas, że chyba nie wszystkie dzieci wiedzą jak wygladają aniołki (choć talenty się zdarzały – mamy dowody rzeczowe)… dobrze że dzień zakończył się wizytą nad wodospadem, gdzie naszą chlubną rolę zabawiaczy przejął pewnien wielbłąd 😉 Moim ulubionym zajęciem dziś było dokramianie małej Susan, która oprócz virusa HIV jest też niepełnosprawna. Chyba w tym okazałam się lepsza niż w zabawach, bo Susan przybiegała do mnie na każdym posiłku i z uśmiechem podawała mi łyżeczkę.
Zmęczeni, trochę spaleni słońcem, ale szczęliwi, powróciliśmy na naszą farmę. Ja z czterema warkoczykami na głowie autorstwa małej Elizabeth 🙂 Jutro dzień odpoczynku po Mszy w swahili, która ma podobno być iście afrykańska ze śpiewami i tańcami na wysokim poziomie.