Talitha-Kum

Dziś udało nam się zobaczyć dwa ośrodki pełne dzieci, więc wykończyliśmy się szalonymi zabawami 😉

Talitha-Kum to ośrodek dla dzieci żyjących z wirusem HIV, które zostały sierotami. Mieliśmy szczęście, że trwa strajk nauczycieli, bo udało nam się zastać dzieci w ośrodku. Talitha-Kum to miejsce przepełnione miłością, a małe dzieci, przyklejające się na każdym kroku, sprawiają, że człowiek czuje się tam prawdziwie radośnie. Ośrodek ma zaledwie 5 lat i obecnie znajduje się w nim 62 dzieci. Przebywają one tam do osiągnięcia pełnoletności, ale dopiero pojawiają się pierwsze osoby, które tą pełnoletniość osiągają, więc wiele nowych wyzwań stoi przed Siostrami i pracownikami opiekującymi się ośrodkiem. Dzieciaki są kochane i pamiętają wizytę polskiej grupy sprzed dwóch lat – widziałam albumy ze zdjęciami i ramki wiszące w jadalni 😉 Każde dziecko przydzielone jest do jednego z 6 pomieszczeń mieszkalnych, które mają swoją „mamę” oraz nazwę nadaną po świętym (lub zmarłym dziecku z ośrodka). Każda z tych małych grup próbuje funkcjonować jak rodzina – jedząc razem posiłki i dbając o swój mały domek. Tam powracamy w sobotę – będą zdjęcia 😉

Drugim ośrodkiem jaki odwiedziliśmy to centrum rehabilitacyjne dla chłopców ulicy – tam zupełnie inny klimat niż w Talitha-Kum. Dzieciaki dostają szkołę życia, by móc później wrócić do rodzin. Podopiecznymi ośrodka są dzieci znajdowane na ulicy. Najpierw trafiają do tzw. dropping center – tam przechodzą odnowę moralną i przygotowywane są przez przeszkolone osoby do powrotu do domu. Potem na kilka miesięcy przenoszone są do centrum rehabilitacji, gdzie już mają samodzielnie funkcjonować. Następnie wracają do rodzin lub rodzin zastępczych. Średnia wieku dzieci to 9-13. Ciężko patrzeć na to że tak wesołe, przemiłe i sympatyczne dzieci żyły na ulicy, bo nie było dla nich miejsca w prawdziwym domu.

Od razu widać kontrast w obu ośrodkach i genialne, przemyślane podejście całej organizacji st. Martin’s. Tam gdzie dzieci są chore i potrzebują dużo miłości, tam ją znajdują. Tam gdzie dzieci potrzebują twardej ręki i szkoły życia, tam ją dostają. Wszystko to też przy dużym zaangażowaniu środowisk, szkoł i rodzin, z którymi cały czas się pracuje, by dzieci miały gdzie wracać.

Dziś też dzień powrotu na stare śmieci jeśli chodzi o jedzenie. Udało mi się dostać na lunch mój ulubiony napój imbirowy, a wieczorem dostaliśmy moje zdecydowanie najmniej ulubione ugali (radość była w grupie, bo każdy chciał spróbować, ale wydaje się, że entuzjazm nieco ostygł ;)) Zakupiłam też w markecie jedyne słuszne smarowidło na poranny chleb, a mianowicie masło orzechowe 🙂

O Ewa Bartosiewicz

Mam na imię Ewa. Z wykształcenia jestem informatykiem. Moją pasją jest Afryka, uwielbiam chodzić po górach, latać na paralotniach, robić zdjęcia i kręcić filmy, a przede wszystkim robić szalone rzeczy z szalonymi ludźmi dla Jezusa. Aby to wszystko się udawało muszę często zatrzymywać się, kontemplując spojrzeniem serca rzeczywistość nad filiżanką zielonej herbaty. Do czego i Was na tym blogu zachęcam.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Afryka, Uncategorized. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź do Talitha-Kum

  1. Danusia pisze:

    Ewa dziękuję za to co piszesz . Uściski i gorące pozdrowienia z deszczowej od 2 dni Warszawy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *