Musa

Poniedziałki w st. Martin’s są wolne w zamian za pracujące soboty, więc i my mieliśmy cały dzień na wycieczkę. Po przejrzeniu przewodników (zdecydowanie to nie moja specjalność, więc tym zajęła się grupa), postanowiliśmy udać się nad jezioro Bogoria do tamtejszego Parku. Oczekiwania chyba były całkiem duże, bo wszyscy spragnieni są zobaczenia egzotycznych zwierząt – ja chyba najmniej, bo już trochę widziałam wcześniej. Niestety rzeczywistość okazała się nieco brutalna, bo widzieliśmy flamingi, flamingi, flamingi, kawałek uciekającej małpy i flamingi…

Wieczorem obejrzeliśmy sobie film Krwawy Diament. Polecam mimo, że jest dość brutalny. Fabuła jest bardzo poruszająca i daje do myślenia – jak to człowiek dla pieniędzy jest w stanie robić niewyobrażalne rzeczy…

W dużym kontraście do filmu stanął mi kolejny dzień, który spędziłam w Marleen Crafts, czyli warsztacie, gdzie pracują dzieci niepełnosprawne. Tu świat przepełniony jest wzajemną miłością, zrozumieniem, odpowiedzialnością za życie innych – w szczególności tych słabszych. Niesamowity jest widok dziecka, które samo ledwo chodzi, pchającego wózek inwalidzki swojego kolegi, który nie jest w stanie chodzić w ogóle.

Poranek minął mi na pieczeniu ciasteczek (które zresztą później wykupiła ze sklepu nasza polska grupa ;)) z kolegą Musa, który jest zdecydowanie największym amantem w całej Effacie i rzuca się na szyję wszystkim napotkanym kobietom. Poza tym w pieczeniu przewyższa moje zdolności kulinarne 😉 Jest specjalistą od mieszania składników i wycinania z ciasta serduszek.  Musa jest bardzo mocno sparaliżowany, ale jak tylko jest okazja, tańcuje radośnie na swój specyficzny sposób, machając swoimi łapkami. Wiele z nim radości!

Marleen Crafts prócz swojej małej piekarenki ma też dwa inne działy gdzie pracują dzieci z Effaty – wytwórnia świeczek (do wosku dodawane są specjalne zapachowe i kolorowe kawałki, a następnie wszystko zatapiane jest w różnego rodzaju formach) oraz warsztat zajmujący się wyrobem papieru (dzieci drą na kawałki stare gazety, następnie jest to namaczane, wkładane w specjalne formy i powstaje czerpany papier, z którego robione są kawałki do kartek okolicznościowych. robią też zaproszenia ślubne, jakby ktoś chciał ;)). Wszystko co dzieci zrobią jest wystawiane na sprzedaż w sklepie, w którym można też zakupić pamiątki wytwarzane przez lokalną społeczność w warsztacie skórzanym i drewnianym. Muszę przyznać, że drobiazgi są naprawdę wysokiej jakości w porównaniu chociażby do tego co można dostać na słynnym markecie masajskim w Nairobi. Kolejny kawałek świetnej roboty jaką cały czas podziwiamy w st. Martin’s.

Dziś rano nasza pierwsza Msza z o. Gabrielem, który wrócił z rekolekcji. Brakowało go tu zdecydowanie 🙂 Poza tym dziś dla mnie dzień z papierami, bo będę się starać o pozwolenie na dłuższy pobyt w Kenii. Zdjęcia paszportowe zrobione u lokalnego fotografa – bezcenne 🙂

O Ewa Bartosiewicz

Mam na imię Ewa. Z wykształcenia jestem informatykiem. Moją pasją jest Afryka, uwielbiam chodzić po górach, latać na paralotniach, robić zdjęcia i kręcić filmy, a przede wszystkim robić szalone rzeczy z szalonymi ludźmi dla Jezusa. Aby to wszystko się udawało muszę często zatrzymywać się, kontemplując spojrzeniem serca rzeczywistość nad filiżanką zielonej herbaty. Do czego i Was na tym blogu zachęcam.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Afryka, Uncategorized. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź do Musa

  1. Małgosia pisze:

    Na zdjęciach też widać ile jest tam ciepła w sercach … 🙂 Cudownie. I niech mi ktoś wmówi, że w ubogim czy chorym nie może być radości …
    Być może aluzja z zaproszeniami ślubnymi była do mnie 😉 Dzięki za pamięć. (Nie)stety zaopatrzyliśmy się już w odpowiedznią liczbę i kończymy rozdawać.
    Pozdrawiamy
    M&M 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *