Habit zamiast szminki #5 – habity i pytania bez gotowych odpowiedzi

Siostra Katarzyna Kmieć pracuje z prostytutkami. Zawsze wydawało mi się, że to ważna i potrzebna misja, bo dająca nadzieję tym, którym życie totalnie się poplątało. Takich ludzi znajdował sam Jezus i to do nich w pierwszej kolejności skierowana jest Dobra Nowina. Siostra Katarzyna oprócz tego jest psychiatrą i w wywiadzie możemy znaleźć dobre połączenie tego co jest pomocą człowiekowi na poziomie psychiki, a tego, gdzie tylko Pan Bóg może uleczyć duchowe rany. Wątek habitu, a w zasadzie jego braku, przytaczam, bo jest dobrym sformułowaniem tego, czego sama doświadczam.

Czy rola sióstr bezhabitowych w Kościele jest inna niż habitowych choćby przez fakt, że strój nie rzuca się w oczy?

Rola w ogóle osób zakonnych jest taka, że mamy być chrześcijanami, którzy w zdecydowany sposób są po stronie Pana Boga i świadczą o Nim. Mamy świadczyć o tym, że warto Jemu oddać życie. Może sposób, w jaki to robimy, jest inny. Ideą było, by robić to w sposób nierzucający się w oczy, bardziej przykładem niż słowem. W przypadku osoby ubranej w habit od razu wiadomo, kim jest. My w inny sposób mamy do ludzi docierać. Osobiście kocham tę formę życia zakonnego. Kiedy wezmę pod uwagę charakter mojego zgromadzenia, czyli pracę z osobami, które są pod pewnymi względami bardzo biedne, poranione przez grzech, wykluczone, to forma bezhabitowości bardzo w tym pomaga. Pomaga docierać nam bezpośrednio do ludzi bez zwracania na siebie uwagi. Bariera zawsze jest, bo każdy człowiek jest odrębnym światem, ale nie ma początkowej stygmatyzacji, sztywnienia na widok habitu. Łatwiej jest mi rozpocząć rozmowę na ulicy z dziewczyną, kiedy nie od razu widać, że jestem zakonnicą. Bo wtedy taka dziewczyna może sobie pomyśleć: co zakonnica może o życiu wiedzieć albo co może czuć, że nie jest dla mnie partnerem do rozmowy. Nie chodzi więc o ukrywanie tego, lecz o to, że łatwiej wtedy dotrzeć do pewnych środowisk.

Czy kiedykolwiek, obserwując choroby psychiczne i fizyczne, pomyślała Siostra, że może Bogu coś się nie udało, może nas z jakimś błędem zaprojektował?

Pojawiały mi się na przestrzeni lat różne kryzysy spowodowane pytaniami, przede wszystkim doświadczeniem jakiejś formy niezawinionego cierpienia czy przemocy, która nie mieściła się w moim odbiorze. Dalej noszę w sobie mnóstwo pytań. Rzeczywistość, która nas otacza, daleka jest od ideału. Odwołując się do życia Jezusa, tamta rzeczywistość też nie była sielankowa. Ludzie zawsze są tacy sami. Zdobycze kulturalne i cywilizacyjne są wprawdzie na innym poziomie, ale ludzkie namiętności, grzechy są od lat takie same. Nikt nam zresztą nie obiecywał niczego innego. Religia nie jest opium dla ludu, jakąś podpórką dla ludzi słabych. Jeżeli ktoś uważa, że religia jest dla słabych, to proponuję mu, żeby przebaczył temu, kto go skrzywdził. To jest oznaka słabości czy charakteru? Czy zdarzało się Siostrze kiedykolwiek być adresatem pytań o to, gdzie w tym wszystkim jest Bóg? W przypadku tych mocno pokiereszowanych ludzkich losów, jakiegoś cierpienia fizycznego lub psychicznego? Bardzo często bywam konfrontowana z takimi pytaniami. Ale przyznam od razu szczerze, że odpowiedzi na nie po prostu nie ma. Cierpienie jest tajemnicą, zawsze nią było i dalej jest. Oczywiście można w tym miejscu zrobić cały wykład o chrześcijańskiej teologii grzechu, ale to nie o to przecież chodzi. Nie wiemy, dlaczego Pan Bóg dopuszcza różne rzeczy i niełatwo jest pocieszyć człowieka, który doświadcza cierpienia. Można mu różne rzeczy tłumaczyć, ale najczęściej niczemu to nie służy. Wiemy jednak, że nasz Bóg sam przeszedł przez cierpienie. Mam gdzieś taki obrazek, na którym jest napisane: „Mam doła. Nie dotykać. Nie ruszać. Nie pocieszać. Płakać razem ze mną”. Czyli nie mieć na wszystko gotowych odpowiedzi. Myślę sobie, że Bóg zrobił właśnie to samo. Przyszedł i był. Ludzie do dziś nieustannie stawiają pytania, gdzie był Bóg w Auschwitz, gdzie był, kiedy ludzie ginęli w komorach gazowych. Mnie wtedy przychodzi na myśl tylko jedno: Bóg był z tymi, którzy cierpią. Zawsze jest z tymi, którzy cierpią. Wierzę, że kiedyś zrozumiemy to wszystko po tamtej stronie. Natomiast w tej chwili dawanie łatwych odpowiedzi osobie, która cierpi, jest bez sensu.

O Ewa Bartosiewicz

Mam na imię Ewa. Z wykształcenia jestem informatykiem. Moją pasją jest Afryka, uwielbiam chodzić po górach, latać na paralotniach, robić zdjęcia i kręcić filmy, a przede wszystkim robić szalone rzeczy z szalonymi ludźmi dla Jezusa. Aby to wszystko się udawało muszę często zatrzymywać się, kontemplując spojrzeniem serca rzeczywistość nad filiżanką zielonej herbaty. Do czego i Was na tym blogu zachęcam.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Habit zamiast szminki. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *